czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział XV

~*~ 2 tygodnie później ~*~

Szłam sobie spokojnie do szkoły, kiedy rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. NUMER ZASTRZEŻONY. Hm. Ciekawe. Nacisnęłam zieloną słuchawkę 
- Słucham - powiedziałam. Cisza. - Halo - Znowu nic. Aha. Fajnie. Rozłączyłam się Za chwilę znowu doszedł do mnie dźwięk dzwonka. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy. Z tym, że po 3 zaczęłam się bać. No, bo na chłopski rozum, gdyby ktoś się pomylił, za pierwszym razem dałby sobie spokój. Rozejrzałam się nerwowo. Nic dziwnego nie dostrzegłam. Przyśpieszyłam i po chwili znalazłam się na dziedzińcu szkoły. Lekcje minęły mi szybko. Oczywiście miałam to szczęście, że gdy raz odpuściłam sobie naukę na geografię, genialny pan K. mnie zapytał. Świetnie. "Jedyneczka, jedyneczka" tak nuciłam sobie, gdy wracałam na miejsce. Świetnie po prostu. Westchnęłam ciężko. Przecież obiecałam tacie, że ogarnę tą geografię.. A fakt, że zna mojego nauczyciela wcale mi nie pomaga.. No i dobra, jejku. Jedna jedynka. Nauczę się na następną lekcję i poprawię.. Heh, kogo ja oszukuję. Zaśmiałam się pod nosem. Skierowałam się w stronę domu. Znów powtórzyła się sytuacja z telefonem. Kiedy doszłam do domu, szybko zatrzasnęłam za sobą drzwi. Tata był na treningu, więc byłam sama. Kiedy po raz kolejny usłyszałam dźwięk swojego dzwonka, bez patrzenia na ekran nacisnęłam zieloną słuchawkę i z prędkością światła wyrecytowałam :
- Odpieprz się ode mnie, do cholery!
- Julka ? Co się dzieje - moje serce na moment się zatrzymało. Okazało się, że dzwonił Maciej. Świetnie. Teraz się będę tłumaczyć. Westchnęłam ciężko.
- Nic - odpowiedziałam drżącym głosem - po prostu ktoś cały czas do mnie wydzwania z zastrzeżonego..
- Nie ruszaj się z domu, przyjdę po treningu.
- Okej - powiedziałam i rozłączyłam się. Ta, no i co jeszcze. Założyłam buty, wzięłam klucze, bluzę i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi i skierowałam się w stronę hali. Mimo tego, że się bałam, nie mogłam pokazać tego ani Maćkowi, ani tacie. Po co mają się martwić ? Stałam przy przejściu dla pieszych, czekając na zielone światło. Kiedy w końcu się zapaliło, pewnym krokiem weszłam na asfalt. Chwilę później znalazłam się kilka metrów dalej. Jakiś pieprzony idiota mnie potrącił. Straciłam przytomność. Po jakimś czasie zaczęły do mnie dochodzić przeróżne głosy. Chciałam otworzyć oczy. Dobrze powiedziane. Chciałam. Szkoda tylko, że na chęciach się skończyło.


~*~ 

- Julka, kochanie - usłyszałam głos taty. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że płakał.
- Niech pan idzie do domu. Siedzi pan tu już 4 dzień. Jej stan jest stabilny i jak na razie nie zapowiada się, żeby się obudziła. Wie pan, śpiączka może trwać jeszcze kilka dni, ale niewykluczone jest, że potrwa kilka miesięcy.. - zaraz, zaraz. Co to za gościu ?
- Trzymaj się kochanie - tata pocałował mnie lekko w czoło i wyszedł. Mhm. Czyli jestem w śpiączce. Świetnie. Tylko w zasadzie, co się stało ? Zadałam sobie zasadnicze pytanie. W mgnieniu oka przeniosłam się na skrzyżowanie ulic Henryka Dąbrowskiego i 1 Maja. Zobaczyłam siebie stojącą przy krawędzi jezdni. Widziałam całe zdarzenie z boku. Z perspektywy świadka. Hm. Nie jest zbyt ciekawie. Postanowiłam zobaczyć, jak to wszystko wygląda teraz w domu. Znów w ułamku sekundy przeniosłam się do domu. Tata siedział na kanapie z twarzą schowaną w dłoniach. Usiadłam koło niego. A w zasadzie próbowałam usiąść. Za każdym razem lądowałam na ziemi. Jeszcze lepiej. Nie mogą robić nic innego, tylko stać. Ech. Stanęłam więc przy nim i patrzyłam na jego bezradność. W oczach stanęły mi łzy.
- Zrobiłam ci herbatę - powiedziała wchodząca do pokoju Dagmara. Usiadła koło niego i przytuliła go mocno - przecież to nie twoja wina. Obudzi się, spokojnie. Musisz troszeczkę poczekać - pocałowała go w głowę. Po moich policzkach spłynęły łzy. Nie mogłam patrzeć, jak cierpi. Przeniosłam się do Maćka. Mniej więcej ta sama sytuacja. Z tym, że został z tym wszystkim sam. Zadzwonił dzwonek. Brunet wstał. Otarł mokre policzki i poszedł odtworzyć drzwi.
- Dzień dobry, moglibyśmy zadać panu kilka pytań ? - powiedział jeden z nich, machając Maćkowi przed oczyma odznaką.
- Jasne, zapraszam - przepytywali go tak, jakby był podejrzany. Przecież o tej godzinie miał trening. Gdzie tu sens, gdzie logika ? Westchnęłam ciężko.
- Dobrze, to teraz tak na koniec.. Czy Julia miała jakichś wrogów ? - policjant spojrzał mu w oczy.
- Nie, z tego co wiem to nie - Muzaj nerwowo wygładził włosy - chociaż.. jakby tak pomyśleć. Ostatnio jej ojciec rozstał się z Mileną.. Nie bardzo za sobą przepadały. Julka mówiła, że kilkakrotnie jej groziła. Ale o szczegóły musicie pytać Michała.
- Dziękujemy bardzo. Do widzenia - wyszli. Tak po prostu. Cholera jasna no. Chciałabym się obudzić i powiedzieć jak to wszystko było. Ale co z tego. Nie widziałam kierowcy. W tym momencie zdenerwowałam się sama na siebie. Pobyłam jeszcze trochę u Maćka. I przeniosłam się na skrzyżowanie, z nadzieją, że dostanę kolejną szansę. I nic. Zero. Pustka. Wróciłam do szpitala. Kilka następnych dni wyglądało podobnie. Cholerna śpiączka. Krążyłam po szpitalnej sali, patrząc na swoje bezwładne ciało. Do sali wszedł Maciek. Pocałował mnie lekko i usiadł na krześle przy łóżku. Zaczął opowiadać mi, co dzieje się tam, za murami szpitala. Uśmiechnęłam się pod nosem. I nagle znalazłam się w tym samym miejscu, z którego oglądałam całe zdarzenie. Dostałam drugą szansę.  Tym razem postanowiłam się skoncentrować na kierowcy samochodu. Kiedy zobaczyłam twarz, nie byłam w wielkim szoku. Teraz tylko muszę się obudzić. Taa no. Żeby to było takie proste..

~*~ 2 miesiące później ~*~

To wszystko jest jakieś chore. Leżę tu już jakiś czas, wiem, kto jest winny temu wszystkiemu i co ? Nico kurcze. W dalszym ciągu jestem w tej cholernej śpiączce. Ale to nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że serce mi się kraja, patrząc na bliskie mi osoby, które tak cierpią. Weszłam znowu w siebie. Boże, jak to brzmi.. Dobra, nieważne. Znowu znalazłam się w swoim ciele. Maciek trzymał mnie za rękę.
- Panie Boże, proszę. Jeżeli mam umrzeć, to zabierz mnie stąd teraz, albo pozwól mi się obudzić. - pomyślałam. Taki tam mały szantażyk. Nie wiem, czy byłam aż tak grzeczną dziewczynką, ale moje błagania zostały wysłuchane. Ścisnęłam jego dłoń. Spojrzał na mnie z nadzieją. Otworzyłam lekko oczy i uśmiechnęłam się nikle.
- Boże, Julka - wyszeptał i pocałował mnie lekko. Próbowałam mu odpowiedzieć, jednak nie miałam na nic siły. Muzaj wyciągnął telefon i wybrał numer.
- (...)
- Przyjedź jak najszybciej - rzucił krótko i rozłączył się. Spojrzałam na niego. Po policzkach spływały mu łzy - poczekaj chwilę, za sekundę wracam - pocałował mnie w czoło i wybiegł z sali.  Po chwili wrócił z gościem w białym kitlu. Poświecił mi jakąś małą latareczką po oczach, zbadał i zabierając Maćka na korytarz, wyszedł. Kiedy siatkarz wrócił, zaczął opowiadać mi wszystko.
- Kochanie - wyszeptałam - już mi to mówiłeś - uśmiechnęłam się nikle.
- Ale przecież..
- Wszystko słyszałam - w tym momencie do sali wpadł tata z Dagmarą. Patrząc na jego twarz, analizował najgorsze wersje. I kiedy spojrzał mi w oczy, widać było, że odetchnął z ulgą. Podszedł do łóżka, usiadł na krześle i złapał moją dłoń. Ścisnął ją mocno. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Uśmiechnęłam się do niego - nie płacz - wyszeptałam. Do sali wszedł lekarz.
- Przepraszam państwa, ale pacjentka powinna teraz trochę odpocząć..
- Trzymaj się - powiedział tata i pocałował mnie w czoło. Dagmara cmoknęła mnie w policzek. Wyszli zaraz za lekarzem. Spojrzałam na dalej siedzącego przy mnie Maćka.
- Kocham cię - wyszeptał i pochylił się, żeby mnie pocałować. Uśmiechnęłam się lekko. Oczywiście odwzajemniłam pocałunek. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się - do jutra - przejechał dłonią po moim policzku i wyszedł.


~*~  Następnego dnia ~*~ 


Mimo tego, że spałam ponad dwa miesiące, cały czas było mi mało. Jednak tak bardzo wyczekiwałam przyjścia Dagmary, taty i Maćka, że nie mogłam tak po prostu usnąć. W pewnym momencie drzwi się otworzyły. Z nadzieją spojrzałam w tamtym kierunku. Policja. Świetnie. Jeszcze ich mi tu brakowało.. Szczególnie teraz.. Chociaż. W zasadzie. Powiem im, co wiem i będę miała problem z głowy. Z lekkim trudem opowiedziałam im całe zdarzenie i po 30 minutach sobie poszli. W drzwiach minęli się z tatą.
- Czego chcieli ? - zapytał.
- Spisać zeznania.
- Wiem, że ciężko ci o tym mówić.. Opowiesz mi, co tak na prawdę się wtedy stało ?
- Ogólnie to wszystko zaczęło się już rano.. Ktoś do mnie wydzwaniał z zastrzeżonego. I później jak szłam do was na trening, Milena mnie potrąciła.
- Jak to Milena ? - spojrzał na mnie zaskoczony.
- Normalnie tato - westchnął ciężko.
- Zapłaci mi za to - powiedział pod nosem. Posiedział jeszcze trochę i kiedy Maciek przyszedł, on zaczął się zbierać. Brunet też nie posiedział długo. Lekarze wygonili go, bo stwierdzili, że jestem już zmęczona. Ta. Szkoda tylko, że nie byłam zmęczona. Ale okej, niech im będzie.. Po jakimś czasie, z nudów zaczęłam czytać książkę. Lekturę przerwało mi ciche pukanie do drzwi. Pojawił się w nich jakiś młody chłopak.
- Cześć. Mogę ? - uśmiechnął się lekko.
- Jasne - odpowiedziałam lekko zdezorientowana. Widzę go pierwszy raz na oczy, ale pomińmy ten fakt - przepraszam, że zapytam, ale znamy się? - na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
- Teraz już tak. Robert jestem - wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Julka - uśmiechnęłam się, podając mu rękę.
- Jak się czujesz ?
- Teraz już lepiej. Co cię do mnie sprowadza ? - zapytałam zaciekawiona.
- Usłyszałem, że się obudziłaś.. A że mi się nudziło, postanowiłem cię odwiedzić.
- Co ci się stało ? - zapytałam wskazując na jego zabandażowane kolano.
- Trenuję parkur. W zasadzie robię to dopiero od roku.. No i kilka dni temu nabawiłem się kontuzji. - całkiem miły się wydaje. Pogadaliśmy jeszcze trochę. Pożartowaliśmy. Nawet nie zauważyłam, kiedy minęły 3 godziny. Pielęgniarka wygoniła Roberta, a ja postanowiłam iść spać.

__________________________________________________

Taa, no. Brak weny, kłopoty rodzinne. Jak się wali to się wali wszystko -.-
Wiem, miał być około 5.. Przepraszam. Pomysł ze śpiączką ściągnięty trochę z któregoś z tych durnych programów typu "Dlaczego ja". Dlatego też rozdział jest tak denny. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Rozdział dedykuję Zuzi <3